Przypadkowe odkrycie właściwości ogrzanego powietrza przez Josepha Montgolfier, właściciela dobrze prosperującej papierni, wywołało eksplozję mody na baloniarstwo, która z niezwykłym natężeniem ogarnęła całą Europę w końcu XVIII wieku. Wynalazek braci Montgolfier — pojazd ze szmat i papieru — w wyjątkowy sposób podziałał na wyobraźnię, znalazł zapalonych wyznawców, utrafił w skłonność do ekscentrycznych przedsięwzięć drzemiącą wśród ludzi społecznej elity, dał szansę przedstawicielom „trzeciego stanu” na wkroczenie w sferę publicznej „widzialności”. Swoim niezwykłym widokiem — oderwaniem się człowieka od ziemi — fascynował zarówno ludzi prostych, których tysiące oglądało loty nowych aparatów, jak i koronowane głowy, dla których pokazy takie urządzano, nazywając nawet balony ku ich czci.
Bracia Joseph Michel i Jacques Etienne Montgolfierowie, ok. 1770 r.
Pierwszy lot paryski wystartował z ogrodów fabrykanta Jean-Baptiste Reveillon`a, pro¬ducenta tapet, dobrego znajomego Montgolfierów, a drugi — pojazd nazwano na jego cześć „Aerostat Reveillon” — wzniósł się 19 września 1783 r. z Wersalu, w obecności królewskiej rodziny. Bakcyl został europejczykom zaszczepiony. Kiedy w lutym 1784 roku Paolo Andreani, nałogowy hazardzista, podróżnik i ekscentryk, wzniósł się w powietrze swoim balonem, skłoniło to grupę zapaleńców do wydawania w Mediolanie pierwszej gazety lotniczej, periodyku „Giornale Aerostatico”, mimo że na terenie Lombardii cesarz Józef II za¬kazał takich praktyk.
Moda przekroczyła granice Europy i trafiła za Atlantyk. W dniu 17 lipca 1784 r. balon na ogrzane powietrze wystartował z Baltimore. Przedsięwzięcie finansował prywatny entuzjasta, Peter Carnes, który na pokładzie (w gondoli) posadził trzynastoletniego chłopca. Ów nastolatek, Peter Warren, był pierwszym Amerykaninem, który wzniósł się (jak się okazało — niezbyt wysoko) w przestworza. Opisujący to wydarzenie filadelfijski lekarz, Benjamin Rush, nie ukrywał własnych emocji i napięcia, ale skrzętnie obserwował także zachowania innych: „Balon [...] miał 90 stóp obwodu, zrobiony z naoliwionego wielokolorowego jedwabiu [...] wypełniony rozrzedzonym powietrzem, które uzyskiwał z małego paleniska, jakby otwartego piecyka u dołu. [...] O 6 wieczorem, w obecności prawie 10 000 widzów [...] z których każdy z otwartymi ustami niecierpliwie oczekiwał na nowe zjawisko, balon spuszczono z uwięzi z dziedzińca warsztatu. Zamiast wznieść się pionowo, ruszył skosem i uderzył w ścianę budynku, prawie zrywając sznury, do których przywiązano człowieka. Byłem blisko... i widziałem biedaka zanim wypadł. Włosy stały mu dęba. Nie był to ani lęk czy strach, ale emocje znacz¬nie silniejsze, skrajne przerażenie i rozpacz... Balon majestatycznie i cicho przeleciał mi nad głową [...] stałem blisko warsztatu, wśród wielu kobiet i dzieci. Widok wywołał ich niezwykłą reakcję, większość płakała, niektóre głośno wrzeszczały, a jedno prawie wpadło w konwulsje [...]. Rozmiar, powolny i majestatyczny ruch i płomień od spodu, a ponad wszystko zaskoczenie, że ciało tak ogromne porusza się jakby własną mocą przez obszary powietrza, wypełniło wszystkie umysły nowymi, pełnymi powagi i rozkoszy wrażeniami. Balon wzniósł się na północ z wiatrem na 600 stóp, tam spotkał pewnie nowy powiew i zawrócił na południe i wznosząc się osiągnął 1000 stóp. Wydaje się, że zawisł, tak mały jak beczułka. Śledziło go każde oko, a wielki tłum ogarnęła martwa cisza. Nagle zapalił się. Majestat i groza wzrosły, tak wielki przedmiot w płomieniach i na tak niezwykłej wysokości: widok — tak straszny i cie¬kawy — nie dawał się opisać. Dla widzów patrzących z daleka, którzy sądzili, że człowiek — o którym pisałem — nadal jest w balonie, widok był niezwykle bolesny i kiedy — po linii prostej — spadł piecyk, setki krzyknęły: biedak, zginął! [...] Od wzlotu do upadku minęły dokładnie cztery minuty, ale wedle liczby i różnorodności myśli, które w tym czasie przeszły przez głowę [...] wielu sądziło, że pół godziny. Wszyscy rozeszli się zadowoleni i pełni satysfakcji”.
W sposób barwny i znamienny dla oświeceniowego dyskursu o ludzkich emocjach Rush opisywał reakcje, które były udziałem wielu widzów. Eksperymenty balonowe wywoływały zachwyt i gromadziły tłumy, za Atlantykiem i w Europie, aż po jej polskie kresy.
Lot balonu braci Montgolfier ze zwierzętami z 19 września 1783 roku. Wydarzenie poprzedzało lot z ludźmi. Fotorycina.: Bathasar Friedrich Leizel
Rzeczpospolita znalazła się w czołówce mody na baloniarstwo. W środowisku krakowskiej Szkoły Głównej eksperymentowali z balonami, czyli z tzw. banią powietrzną (na gorące powie¬trze, tzw. montgolfierami), m.in. profesorowie Jan Śniadecki i Jan Jaśkiewicz; orędownikiem lotów balonów na wodór (tzw. szarlier, od nazwiska francuskiego fizyka Jacques Charles`a) był Stanisław Okraszewski, nadworny chemik króla (jego „wodorowy” balon wzniósł się na prawie 200 metrów 12 lutego 1784 r.). Pierwsza w Polsce próba wzlotu miała miejsce już 17 stycznia 1784 r., na dziedzińcu krakowskiego Collegium Physicum.
Początkowo były to loty bezzałogowe, jeśli nie liczyć eksperymentu, który miał miejsce w Puławach wiosną 1784 r., kiedy w przestwór poszybował kot Filuś (przypłacił to życiem po zderzeniu balonu z drzewem - „rozdarł się Filuś na suchym jesionie”, jak pisał Franciszek Dionizy Kniaźnin, w poemacie poświęconym temu wydarzeniu). Wielki dzień warszawskiego baloniarstwa nadszedł 10 maja 1789 r., kiedy z ogrodów Foksal wystartował balon wodorowy pilotowany przez sławnego Jean-Pierre Blancharda (z pasażerką Joanną Cymerman), który po trzech kwadransach wylądował w Białołęce.
Kolejna próba załogowa, najbardziej znana — i tym razem podjęta także w obecności króla i tysięcy widzów — miała miejsce 14 maja 1790 r., kiedy z ogrodu pałacu Mniszchów przy ul. Senatorskiej w powietrze wzbił się ten sam francuski aeronauta w towarzystwie Jana Potockiego, jego tu-reckiego służącego Ibrahima i białego pudla. Balon wylądował na Woli. Wyczyn Blancharda zachwycił nie tylko stołeczną gawiedź, ale też ludzi uczonych, dworskich.
Blanchard był celebrytą baloniarstwa: krążył po Europie (i Ameryce w 1793 r.) promując loty i siebie. Jego wyczyn z 7 stycznia 1785 r., kiedy w dwie i pół godziny przeleciał (z pocztą na pokładzie) z Dover w okolice Calais wraz ze swoim sponsorem, bostońskim lekarzem i meteorologiem Johnem Jeffries (którego chciał zostawić, aby nie dzielić się sławą), spowodował, że stawał się bohaterem swoich czasów.
James Sadler z Oxfordu, jako pierwszy anglik wzniósł się w powietrze balonem.
Europę ogarnęła balonowa mania, latanie angażowało wszystkich, a podniebne wyczyny śmiałków relacjonowano szeroko i dokładnie. Nauczyciel chemii, Jean François Pilatre de Rozier, wraz z oficerem gwardii królewskiej, markizem d`Arlandes, szybują przez dwadzieścia minut w 1783 roku nad Paryżem na wysokości 100 metrów, hrabia Francesco Zambeccari wypuszcza w przestworza balon z dachu mieszkania swego londyńskiego sponsora (Michele Biaggini`ego, producenta sztucznych kwiatów; przyrząd zniszczyli przerażeni lądowaniem chłopi), a potem 25 marca 1785 roku dokonuje lotu z pasażerem, admirałem Edwardem Ver¬non (druga pasażerka, panna Grist, musiała wysiąść, ponieważ balon był „niedopompowany”).
Tereny zielone Corpus Christi College, skąd startował James Sadler, fot. Richard O. Smith
W Oxford, 4 października 1784 r., w powietrze wzbił się pierwszy Anglik, James Sadler. Lot Irlandczyka, Richarda Crosbie, 19 stycznia 1785 r. oglądało w Dublinie 35 000 ludzi. We Wied¬niu tłumy oglądały lot z Prateru producenta sztucznych ogni, Johana Stuwera. W Neapolu w 1789 roku lot balonu odbył się w obecności pary królewskiej. Nawet w odległym od europejskiego centrum Zagrzebiu Karlo Mrazović dwukrotnie (w 1789 i 1790 r.) podjął próby lotu zbudowanym przez siebie balonem. Baloniarska Europa rozciągała się od Lwowa do Neapolu, od Glasgow po Wrocław.
Na podstawie książki dr hab. Pawła T. Dobrowolskiego „Latająca Europa – balony w XVIII wieku” (fragment z Kwartalnika Historii Kultury Materialnej, 2014 r. R. 62, Nr 2